Czyli tak naprawdę to, co w naszym życiu najważniejsze - co buduje jego jakość.
Stan naszego umysłu w dużej mierze odzwierciedla też stan naszego ciała, to działa w obie strony. Oczywiście do ciała wliczamy również nasz mózg...☝😉 Podkreślam to by dobitniej zarysować tę zależność. To taki rodzaj "naczyń połączonych", czyli gdy coś "niedomaga" w jednym obszarze, ma to wpływ i na inne obszary w nas.
To powyższe słowem wstępu. Czymże więc jest ten nasz "autosabotaż" i dlaczego sabotujemy własne starania ? (tutaj w odniesieniu do dbałości o naszą formę)
Ten temat jest oczywiście bardzo obszerny a ja na potrzeby tego wpisu ograniczę się do własnego doświadczenia. Im jestem starszy i więcej doświadczeń za mną, tym szerszą mam perspektywę przez którą spoglądam na ten życiowy problem/przeszkodę. No bo tym właśnie to jest. W końcu nikt nie chce sabotować własnych poczynań i planów. W szczególności gdy robi coś, na czym mu zależy i jest przekonany o sensowności tegoż. To trochę tak, jakby żołnierz piechoty rozrzucał miny daleko przed sobą na swej ścieżce...Nasza ludzka psychika jest jednak bardzo złożona. Ma też swoją historię usianą bolesnymi wydarzeniami, często wręcz cierpieniem, które ukuło w ludzkiej psychice traumy. Z niektórych zdajemy sobie sprawę, z innych niekoniecznie bo były dawno, bo wyparliśmy, bo "zapomnieliśmy"...Jednak nasza podświadomość nigdy nie zapomina. Stąd w nas tak wiele zachowań nie do końca racjonalnych, których sami nie rozumiemy lub na które odpowiedzi chowają się w czeluściach podświadomości...Niska samoocena również nam nie pomaga tak jak i biologicznie uwarunkowane niedobory dopaminy (powstające z różnych przyczyn) w płatach przedczołowych...
No ale wracając do problemu związanego z autosabotowaniem własnych poczynań w obszarze dbałości o stan naszego ciała. Dlaczego tak trudno niektórym osobom rozpocząć/kontynuować treningi i zmienić na trwałe sposób odżywiania ? (na zdrowszy rzecz jasna)
Oczywiście u każdej osoby ten mechanizm jest nieco inny jak i powody jego powstania. Ponad 25 lat moich doświadczeń współpracy z podopiecznymi dało mi ogrom informacji. Jednak dopiero ostatnie lata przyniosły większe zrozumienie gdy uświadomiłem sobie złożoność mechanizmów sabotowania własnych planów, decyzji, działań... Uważam się za osobę samoświadomą, która poprzez swoje (często b. trudne) doświadczenia życiowe i pracę nad sobą, rozwinęła u siebie dużą uważność. Wyłapuję u siebie momenty autosabotowania czy próby "samooszukiwania". Docieranie do tego było jak fascynująca podróż w głąb siebie i "zakamarki" własnej psychiki. Niesamowite było i jest znajdowanie odpowiedzi, których człowiek szukał przez całe dekady swojego życia. Nie ukrywam, że bardzo pomogły mi w tym też medytacje powiązane z intensywnymi technikami oddechowymi, które na sobie przetestowałem oraz enteogeny.
Teraz znacząco inaczej spoglądam na ludzkie zachowania i ich motywacje. O wiele szybciej wyłapuję mechanizmy autosabotażu u siebie ale też u innych. Nie tylko po tym co ludzie mówią o swoich planach ale dużo bardziej co mówią o problemach na swojej (do ich realizacji) drodze. Obserwuję uważnie gdy ktoś szuka powodów (często pozornie bardzo racjonalnych) by opuścić kolejny trening lub wrócić (najczęściej "chwilowo") do starych, szkodliwych nawyków żywieniowych. Niesamowite jak wielką kreatywność wykazują niektórzy by się usprawiedliwić przed innymi a najbardziej przed sobą samym. Nawet gdy dostają gotowe rozwiązanie z zewnątrz, zdają się je ignorować by nie zburzyć "konstruktu myślowego", który zbudował ich umysł by ich usprawiedliwić.
Mechanizmy te nie są tak do końca pozbawione sensu. Powstały w przeszłości w naszej psychice by nas przed czymś bronić, głównie przed bólem. To wzorce przetrwania. Teraz niestety załączają się gdy istnieje jakakolwiek szansa na "powtórkę z przeszłości" czyli rozczarowanie, poczucie porażki, nadmierny wysiłek lub dyskomfort związany z brakiem natychmiastowej gratyfikacji w postaci szybkiego efektu.
Ten mechanizm czasem jest widoczny/oczywisty i szybko zauważalny. Czasem jednak trudny do wyłapania. Jeśli ktoś czuje wyraźną niechęć do pójścia na trening a jednocześnie ochotę na bierną rozrywkę, która jest łatwa i daje chwilową ulgę/przyjemność - to łatwo to zauważyć. Znacznie trudniej gdy szykujesz się na trening i czujesz straszny spadek energetyczny, w połączeniu z objawami jakie towarzyszą np. grypie. Czy to więc początek infekcji? Będziesz to wiedział gdy rzeczywiście odpuścisz trening i zaraz potem objawy ustąpią. Ten czas można liczyć w minutach. Natychmiastowe uzdrowienie..? No nie. To wyraźny sygnał, że Twoja psychika się zbuntowała. Jeśli zdarzy się to raz na jakiś czas to ok. Jednak gdy czujesz to prawie za każdym razem gdy pora szykować się na trening to jest to może nie tak oczywisty ale jednak autosabotaż. Twoja psychika potrafi wygenerować objawy chorobowe byś tylko odpuścił. Uwierzcie, miewałem takich podopiecznych. Niewielu co prawda ale na tak długim odcinku czasowym jak 25 lat mogę przypomnieć sobie kilku.
Gdy tak się dzieje, warto o tym powiedzieć trenerowi. Oczywiście zakładam, że trener ma duże doświadczenie i uważność. Wtedy powinien wiedzieć jak postąpić. Zmiana ćwiczeń, rodzaju treningu, jego intensywności, miejsca treningu (np. z klubu na plener). To jedno. Druga i znacznie trudniejsza praca jednak czeka osobę, u której włączają się te mechanizmy. Warto je sobie uzmysłowić, ich irracjonalność i "nieaktualność powodu" dla którego kiedyś powstały. Oczywiście te mechanizmy potrafią załączać się przy różnych okazjach. Wtedy warto poradzić się dobrego terapeuty i to przepracować. Nie zawsze wystarczy sobie to uzmysłowić (choć jest to pierwszy krok). Kolejnym krokiem jest "przełamanie schematu", któremu przez jakiś czas będzie towarzyszył silny dyskomfort. To ustąpi. Jednak należy mieć tego świadomość i nie poddawać się. Tym bardziej, że wygrana w tym przypadku, ułatwia kolejną gdy podobny schemat włączy się w zupełnie innym obszarze życia.
Temat ten można by rozwinąć o kwestie związane z "chemią mózgu", z dopaminą etc. O tym napiszę już jednak innym razem. Z oczywistych powodów i ten wpis to straszne uproszczenie bo to temat niezwykle szeroki. Ja go jedynie "uszczknąłem" i zarysowałem, bazując na swojej perspektywie i doświadczeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz